niedziela, 28 lipca 2013

21. Prawdziwy Jude


Piłka z przerażającą siłą wpadła do bramki. Moc z jaką leciała była tak ogromna, że futbolówka przez kilka sekund napierała na siatkę, a następnie upadła na trawę. Boisko znajdujące się wewnątrz murawy szkoły było rozświetlone poprzez lampy znajdujące się na suficie i bocznych ścianach trybun. Na ogromnym telebimie widniało logo szkoły. Ta szkoła to Teikoku Gakuen. Akademia Królewska.
-I jak Kidou-san?- zapytała dziewczyna podchodząc wolnym krokiem w kierunku nowego/starego kapitana królewskich. Miała na sobie strój zawodnika z białą 12 na plecach. Miała długie fioletowe włosy oraz oczy w tym samym kolorze. Stanęła dokładnie przed nim i uśmiechnęła się zamykając przy tym oczy.
-To było rewelacyjne Mia. Jak tak dalej pójdzie zapiszesz się na stałe w pierwszym składzie.
-Yhym- przytaknęła i znów się do niego uśmiechnęła.
-Chyba na dziś starczy- powiedział spoglądając na telebim, na którym oprócz loga szkoły był również ogromny zegar. 
-Masz rację. To za dziesięć minut pod salą obrad?- zapytała po raz kolejny uśmiechając się przy tym.
-Dobrze.
Obaj zeszli z boiska i udali się do szatni, oczywiście do dwóch różnych. Gdy minął czas 10 minut, zarówno Mia i Jude wyszli w tym samym momencie. Teraz nie mieli na sobie strojów piłkarskich, ale mundurki szkolne.
-To co idziemy?
-Tak. Odprowadzę cię do domu.
-Dobrze.
***
-Masz jakieś plany na sylwestra?- zapytała dziewczyna
-W sumie to nie.
-Myślałam by może zrobić imprezkę u siebie dla drużyny, ale później uznałam, że mam za mały dom. Poza tym JEDENASTU facetów i ja sama... To nie wchodzi w grę- zaśmiała się
-To nie taki zły pomysł- odparł myśląc, spojrzał na nią, widząc jej pytające spojrzenie kontynuował- Z tą imprezką. W sumie. Ja ma duży dom. I mógłbym zaprosić chłopaków z Raimona..
-W końcu poznałabym twoją siostrę...
-Yhymmm


Nim ktokolwiek zdążył zauważyć były już święta. Wszystko odbyło się w ekspresowym tempie.
Oczywiście również piłkarze wraz z menadżerkami urządzili sobie wigilię w domku klubowym.
Tydzień przed wigilią został uznany przez wszystkich za idealną datę. Wnętrze świetlicy klubowej zmienił się nie do poznania. Na środku postawione zostały stoły, a wkoło nich krzesła, ławki, po prostu wszystko na czym można było usiąść. Każdy przyniósł coś do jedzenia bądź picia. Jack wraz z Willym udekorowali wnętrze. Na ścianach wisiało teraz pełno ręcznie zrobionych płatków śniegu, bałwanków czy grubych mikołajów w czerwonych skarpetach.
-To chyba mamy komplet- powiedziała Nelly- Prawie...- dodała spoglądając na Nukę.
-Gdzie Amber?- zapytał kapitan.
-No, wyjechała do domu...- odpowiedziała niebiesko-włosa.
-Po co?- zapytał Willy mający pełno ciastek w buzi.
-Na święta, był to jedyny lot bezpośrednio do Polski wiec wyleciała już w sobotę...
-Dlaczego nic nam nie powiedziała?
-Sama dowiedziała się w piątek wieczorem... Miała wam wszystkim na fejsie napisać, czy co?
-Dobra, no to zaczynamy- powiedziała Nelly i klasnęła w dłonie- Kto miał przynieść opłatek?
-Ja- krzyknął Max.
 Po chwili wnętrze domku wypełnił gwar życzeń. Gdy w końcu każdy złożył sobie życzenia, nadszedł czas na jedzenie, ulubioną część chłopców.
-Axel...- zaczął Mark półszeptem, by nikt go nie usłyszał.
-Tak, Endou?
-Przez przypadek dowiedziałem się, że twój ojciec będzie w wigilię w pracy... Tak sobie pomyślałem. Nie chciałbyś przyjść wtedy do nas?
-Dziękuję, ale chciałbym być wtedy z Julią.
-Rozumiem. Ale może, chociaż wpadłbyś na kolację?
Axel spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
-Dobrze.
-To super- ucieszył się bramkarz
-Mark, dziękuję.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Gdy otworzyły się w progu stanął Jude.
Gdy wszyscy zobaczyli sylwetkę swojego byłego zawodnika ucichły wszystkie rozmowy. Jude w mundurku Akademii Królewskiej budził niemrawe uczucia.
-Cześć wam!- powiedział jak najbardziej życzliwie, a na jego ustach pojawił się gigantyczny uśmiech.
Gdy był w Raimonie nigdy nie był taki szczęśliwy, pomyślała Celia
-Mam dla was propozycję- zaczął chłopak
-Może najpierw usiądziesz- zaproponował Steve
-No więc- kontynuował gdy siedział pomiędzy Steve'm a Silvią,
Coś się kroi, pomyślała najmłodsza menadżerka, Co kombinujesz braciszku?
-Co planujecie na sylwestra? Będę urządzał imprezę i chcę was wszystkich, bez wyjątku, zaprosić. Cała chata będzie wolna, a ojciec pozwolił mi zaprosić niezliczoną liczę osób... Chłopaki z Akademi też będą.
Jude i imprezy?! Wolna CHATA? Co się z nim stało?, Haruna krzyczała w myślach
-Super wchodzimy w to- krzyczeli kolejno zawodnicy, również Nelly z Silvią przystały na propozycją chłopaka.
-Na pewno trzeba będzie wszystko rozplanować- powiedziała Silvia- Prawda Nelly.
-Oczywiście.
-Musimy ustalić kto czym się zajmie.
-Nie musicie się niczym przejmować- zaczął Jude, ale natychmiast mu przerwano.
-Jak to nie? Wszystko nie może być na twojej głowie!- krzyknął Mark- To jak to zrobimy?
-Ej- zaczął Kevin- A to będzie zakrapiana imprezka?
-Inaczej sobie nie wyobrażam- odparł chłopak z chytrym uśmiechem na ustach
-To kto kupi wódkę?- zaczął napastnik Raimona- Nikt z nas nie ma jeszcze osiemnastki- Hymm- myślał głośno- Ej ma ktoś starsze rodzeństwo? Nathan może poprosisz Edgara by kupił nam flachę?
-To zły pomysł...
-Amber ma starsze rodzeństwo- zaczęła Nuka- Jej brat mógłby nam coś kupić. Tylko, że nie przyleci specjalnie do Japonii by kupić nam wódkę....
-To może nich kupi jej w Polsce i ją przywiezie- powiedział Bobby
-Nie bądź idiotą jeszcze ją na lotnisku złapią!
-O to się nie martwcie Joe ma już osiemnastkę, on zajmie się alkoholem. Powiedźcie tylko ile będziecie chcieli wpić i co dokładnie...
-Ekhem- odchrząknęła głośno Nelly- Chyba na za dużo sobie pozwalacie...- dodała krzyżując ręce na piersiach. Reprezentujecie imię szkoły, nie pozwolę na to, żeby w ciągu jednej imprezy klub piłkarski zaprzepaścił wszystko, na co tak długo pracowaliśmy.
Dziękuję, Natsumi-san, pomyślała Celia
-Bez obaw, Nelly. Za bardzo panikujesz, przecież Królewscy to sami swoi- powiedział Bobby- Nie ma obaw.
Jego słowa poparła cała reszta zasiadająca w domku.

***

Po dość długich obradach, Nelly odpuściła i pozwoliła zawodnikom na trochę więcej luzu podczas Sylwestra u Jude'a. Jednakże ostrzegła ich, że jeżeli reputacja szkoły zostanie choćby zadrapana gorzko tego pożałują i mogą sobie szukać nowej uczelni. Jude wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha i udał się do domu, by już zacząć obmyślać jak ugościć przyjaciół. Celia nie odezwała się ani słowem, nadal martwiła ją mega-towarzyska strona starszego brata. 
Po pewnym czasie spotkanie zakończyło się i wszyscy, nawet Mark, o dziwo udali się w stronę domów. 
-To chyba prawda,co nie?- zapytała Silvia gdy dogoniła Nukę, Nathana i Ericka z Bobbym
-Ale co?- zapytali wszyscy jednocześnie
-No, ta plotka, która krąży. Że podobno Jude zaczął chodzić z tą dziewczyną z drużyną, Mią Use. 
-CO??- wrzasnęli wszyscy 
-Na pewno dobrze słyszałaś? Jesteś pewna, że chodzi o Jude'a?- zapytała Nuka, która jakoś słabo wyobrażała sobie chłopaka w jakiś bardziej zażyłych relacjach z dziewczynami.
-Rozmawiamy o tej samej osobie?- zapytał Bobby- Znam go troszkę dłużej od was, więc wydaje mi się, że raczej mało prawdopodobne jest to by Jude z kimś chodził. 
-No ale tak słyszałam- powiedziała Aki- Chciałam go o to zapytać, by mieć pewność, że to prawda. Ale nie chciałam tego robić przy Celi była taka cicha jak się pojawił.
-Jeśli chodzi z nią to prędzej czy później wyjdzie to na jaw, nie ma co spekulować- powiedział Nathan, a wszyscy mu przytaknęli 
-To jak idziemy wszyscy do Jude'a?- zapytał Erick
-No tak, nie mamy innych planów- odparła Nuka- Właśnie! Muszę powiedzieć Ami. Od razu do niej napiszę!- krzyknęła w euforii i wyciągnęła z kieszeni spódniczki telefon- Jak dobrze, że ściągnęłam fejsa na komórkę. Jest 19, więc w Polsce jest południe. O jest. Napisała mi coś. Ałć- odparła i skrzywiła się- "Zaraz umrę", "Te dzieci mnie dobiją", "Dlaczego nie mogłam urodzić się jedynaczką?", "Czy ktoś podmienił ich w szpitalu?", "Dlaczego ja?". 
Takie wiadomości wysyłała Amber. Przebywając w Polsce zajmowała się dziećmi swojego starszego brata. Mimo, że było ich jedynie dwójka to dziewczyna zdążyła odchodzić od normalności. 
-Chyba impreza u Jude'a poprawi jej humor- powiedziała Nuka i uśmiechnęła się w kierunku reszty.

Zapowiedzi Marka!
W końcu czas na sylwester u Jude'a! Impreza jest doskonałym pretekstem by lepiej poznać pozostałych zawodników królewskich. Ale również, by bliżej poznać zawodników Raimona, w końcu taka noc zdarza się raz na cały rok! Jak będą bawić się dwie kiedyś wrogie drużyny? Czy Jude da radę zapanować nad imprezą? A może wręcz przeciwnie i wszystko wymknie się spod kontroli? Aby się tego dowiedzieć koniecznie przeczytajcie następny odcinek, pt. "Sylwester"! Ale będzie się działo!!

______________________________________________________________
SIEMANKO!!!
Nie bić, wiemy że rozdział krótki, też nad tym ubolewamy :P Postarajcie się przeżyć, dla przypomnienia numer na pogotowie to 999... chyba. Może lepiej pod 112 xD Ogólnie zgooooda, krótki w sumie nie za ciekawy rozdział, ale tak nie było o czym pisać... bla bla no sami wiecie xD Wena i te sprawy (lenistwo).
Ale! Tum tum tum FANFARY PLIZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZ
Nie wiem czemu jestem tak podekscytowana, ale KOLEJNY rozdział, to chyba zdecydowanie NAJLEPSZY  (*.* ) jaki pojawi się na naszym blogu (w 1 sezonie huehue) Jaram się jak Naruto Ramen ( IGNORANCI JEŚLI NIE WIECIE O CZYM MÓWIĘ!!! )
W każdym razie, normalnie kocham kolejny rozdział i chybbbaaaaaa pojawi się w środę, jakoś tak. Później biorę sobie urlop, że tak powiem ;P huehue też chcę mieć wakacje xD lolz cicho tam ;p Jeśli przeżyję kolejny tydzień, to normalnie Nobla chcę, Oskara czy co tam jeszcze., bo serio, przetrwać z piątką małych dzieci, które są z dziesięć razy gorsze od bratanków Amber, to istny cud!! Heeeh, życzcie mi szczęścia i może choć jednej godziny snu xD Normalnie, to jeszcze chciałyśmy wam podziękować za komentarze, Boże jak one nas motywują do pisania i kontynuowania bloga. Jesteśmy wam baaaaaaaaaaaaaaaaaardzo wdzięczne *.* i za odwiedziny i promowanie naszego bloga i to "weeeeeny" pod każdym postem oraz "KIEDY KOLEJNY!?"
No i za kilka dni stuknie nam to 30.000 wyświetleń *.* Chyba będzie czeba to uczcić xD hehe macie jakiś pomysł? :D
Boże, tak mi się ostatnio nudzi że muszę wam tu się teraz rozpisać. A wam się pewnie czytać nie chce. xD I'm Sorry ;c To zaraz będzie dłuższe niż rozdział ; o
Dobra kończę. Czatujcie na SYLWESTER, nie pożałujecie, ja chyba z dziesięć razy to czytałam <333
Liczymy na wasze komentarze, nawet nie musicie się rozpisywać. Wystarczy nam jak pokarzecie się, że czytacie. Wystarczy krótkie "Weny" albo "DAWAĆ KOLEJNY" czy coś w tym stylu xD hehe ;*
Subete ni arigatō
Dzięki wielkie jeszcze raz, jak wy mi dzień potraficie poprawić <3
Weny dla tych co piszą i szczęśliwych wakacji! :D
YOŁ!

Hehehehe i zgadnijcie kto to dziś do was napisał ;3
pozdro
;*

sobota, 13 lipca 2013

20. Nieunikniony koniec


-Wyzywam was!- Edgar z tryumfalnym wyrazem twarzy spojrzał na drużynę Raimona. W chwili wypowiadanych słów, wokoło niego pojawiło się dziesięciu wysokich, wysportowanych chłopaków. Pięć po prawej, pięć po lewej stronie. Każdy z nich był szczupły i umięśniony o długich, wysportowanych nogach i podobnym, chytrym uśmieszku.
Wow pomyślały w jednym czasie nie tylko Nuka i Amber, ale także Silvia, Nelly i Celia. Lekkoatleci byli nieziemsko przystojni, natura hojnie ich obdarowała- Pomyślała chyba każda rumieniąc się, przygryzając wargę lub odwracając wzrok.
-Zgoda!- Niezręczną ciszę i zdumienie wszystkich przerwał wychylający się z tłumu Mark. Wyciągnął rękę w stronę brata Nathana. Ten popatrzył na niego i uśmiechnął się charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
-Jeśli my wygramy, Nathan rezygnuje z piłki i wraca do biegania. Jeśli wy, może zostać w waszym... klubiku.
Mark z determinacją popatrzył na lekko przestraszonego Nathana. Chłopak stał nieco z tyłu, pomiędzy dwoma zespołami z lekko otwartymi ustami. Patrzył się w przestrzeń, pomiędzy nimi, a w jego głowie panował istny mętlik. Zgodzić się? A co jeśli przegrają? Wbrew sobie ma znów wrócić do biegania? Przecież już to przerabiał. Jego serce należało i zawsze będzie należeć tylko i wyłącznie do futbolu.
Bramkarz patrzył na niego wyczekująco, zresztą jak cała jego drużyna, jednak decyzja należała do niego. Chłopak spojrzał jeszcze nieco niepewnie na przyjaciela i skinął głową. Mark odwrócił się do Edgara i już otwierał usta, kiedy przed niego wystąpiła Amber.
- Jak możesz coś takiego mówić!? Szantażować własnego brata!? Dlaczego nie możesz go zrozumieć!? I co to właściwie jest za zmuszanie kogoś do czynów wbrew jego woli!? Jak śmiesz?
Edgar wysłuchał jej krzyków z spokojem, a później z politowaniem przeniósł nieco zdumiony, a jednocześnie rozbawiony wzrok na brata i unosząc jedną brew znów się lekko uśmiechnął.
-To twoja dziewczyna? Nie powiem urodę ma, ale charakterek... Myślałem, że masz lepszy gust.
-Może by tak grzeczniej? Ja to wszystko słyszę! I patrz na mnie jak do ciebie mówię!
-Zadziorna...
-Słuchaj no! Jeszcze raz powiesz coś na mój temat, to obiecuję ci. Twarzy przez miesiąc z ziemi nie oderwiesz!
-Bracie... Sam widzisz na kogo trafiasz gdy lądujesz w takich... miejscach. Lepiej chodź ze mną i poznaj prawdziwych ludzi. Znajdziemy ci dobrą dziewczynę, w każdym razie lepszej nie będzie trudno wyszukać. Chodź z nami...
-Ty! Ty! Sam się o to prosisz! Zostaw Nathana w spokoju! Jeśli będzie chciał to dołączy do ciebie i tych gogusiów to to zrobi. Jak widać na chwilę obecną nie ma zamiaru zadawać się z kimś twojego pokroju.
Amber zacisnęła pięści. ten koleś naprawdę zaczynał ją poważnie wkurzać.
-Chodźmy bracie. Im szybciej stąd pójdziesz tym dla ciebie lepiej.
-No nie...!
Brunetka rzuciła się na chłopaka z pięściami, Wyskoczyła w górę i zanim cztery pary rąk ją złapały, dostrzegła strach i przerażenie na twarzy Edgara. Chłopak nawet cofnął się z dwa kroki wpadając przy tym na swoich kolegów. Dziewczyna tym czasem została cofnięta przez przyjaciół, którzy pomimo przewagi liczebnej z trudem potrafili ją utrzymać.
-Nieźle by mu się oberwało- Wysapał Todd, trzymając rękę dziewczyny i zapierając się nogami głęboko w ziemię. Odciągnęli Amber, aż pod sam mur, przyparli ją plecami do niego i zagrodzili drogę ucieczki.
-Należy mu się- warknęła tylko krzyżując ręce i patrząc złowrogo w stronę niebiesko-włosego dopóki Kevin nie zasłonił jej widoku. Dziewczyna odetchnęła głęboko. Popatrzyła po twarzach przyjaciół, którzy stali jej teraz na drodze do Edgara. Todd, Kevin, Erick i Bobby powoli wracali do normalnych pozycji, nadal będąc w pogotowiu, w razie gdyby brunetka znów miała zamiar zaatakować.
-Stourt, pamiętam. Zawsze była uznawana za awanturniczkę. Raz to nawet na kogoś rzuciła...
-Stourt!? Znasz ją!?- Edgar powoli lecz z wyraźną złością obrócił się w stronę wysokiego, niebieskookiego blondyna. Ten skinął głową siląc się na obojętność. Znał to spojrzenie. Z pewnością nie wróży nic dobrego.
-Spokojnie Edgar- Jakiś brunet położył mu dłoń na ramieniu i ścisnął lekko. Odczuwalnie ale prawie niezauważalnie. Był tego samego wzrostu, może 2 cm wyższy. Mówił całkowicie spokojnie- To jak?- to pytanie skierował w stronę Marka- Chcecie spróbować się z nami zmierzyć? Czy pękacie?
-Grajmy- Odparł tylko zaciskając pięści.
5 minut później obie drużyny stały naprzeciwko siebie przygotowując się do rozpoczęcia.
-Czas zacząć kolejne ekscytujące spotkanie!!- Rozległ się nagle i totalnie niespodziewanie głos Chester'a.
Zawodnicy siedzący na ławce, podobnie jak dziewczyny podskoczyli lekko.
-Eee Chester, skąd ty się tu wziąłeś?- Celia lekko zakłopotana spojrzała na chłopaka, ją również wystraszył.
-Moja droga, nie ma czasu na gadanie- powiedział po czym zwrócił się do mikrofonu- Czas rozpocząć mecz!
-A kto będzie sędzią?- Zapytała zupełnie niewinnie Celia.
- .__. "
-Ech- zrezygnowana Nelly popatrzyła na kierowcę- Mógłby pan?
-Z największą przyjemnością- Uśmiechnął się do nich przyjaźnie i powędrował na środek boiska wyjmując przy tym monetę.
- Jen czy reszka?
-Reszka- Odpowiedział natychmiast, bardzo wyzywającym tonem Kevin. Kierowca podrzucił lekko monetę, która po chwili znalazła się na jego nadgarstku, zakryta drugą dłonią. Pan Veteran przesunął rękę. Cała czwórka stojąca naokoło ciekawie zerknęła na nią, na twarzach biegaczy pojawił się uśmiech, natomiast Raimona, determinacja.
Mark stojący na bramce klasnął w dłonie i spojrzał z ukosa na stojącego na pomocy Nathana. Był skupiony i cierpliwie czekał pierwszy gwizdek. Bramkarz zamyślił się. Próbował sobie wyobrazić jak on by się czuł, gdyby to jemu mama zakazała grać w piłkę. Przecież ona też tego nie lubiła. Jak by to przeżył!? Przecież piłka to całe jego życie i miałby z tego zrezygnować? Ale ja to ja. Może z Nathanem jest inaczej? Raz już odszedł z drużyny, a na samym początku też był tego bliski. Może... Spojrzał na chłopaka. Nie! jak możesz tak myśleć!? I ty jesteś ich kapitanem!? Podniósł jedną rękę na wysokość twarzy. Po dwóch sekundach przywalił sam sobie otwartą dłonią najmocniej jak umiał.
-Mark!- Usłyszał dobiegający głos Silvi. Odwrócił się w jej stronę z czerwonym śladem na policzku i uśmiechnął swoim szerokim uśmiechem. Dziewczyna nieco zdziwiona również się uśmiechnęła, lecz bardziej z ulgą.
Jestem ich kapitanem. Muszę w nich wierzyć... Wierzę. Każdy z nich wiele poświęcił dla piłki. Nie można w nich wątpić i ja nie będę!
-Daaalej chłopaki!- Wrzasnął na cały głos przykładając dłonie do ust- Pokonamy ich!
-Taaak!!!- Rozległ się wspólny głos wszystkich zawodników Raimona.
-Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce- Wysoki brunet, ten sam, który niedawno uspokajał Edgara, stał teraz z piłką zaledwie kilka centymetrów przed sobą i chytrze uśmiechał się do dwójki napastników Raimona. Ci tylko zmarszczyli brwi. Chwila ciszy... I gwizdek!
Dwóch napastników niezdarnie ruszyło z piłką do przodu podając do siebie. Axel i Kevin popatrzyli po sobie. Bez najmniejszego trudu zabrali im piłkę i pobiegli przed siebie. Nie mogli zauważyć kpiących uśmieszków na twarzach minionych rywali. Blondyn szybko znalazł się w odpowiedniej odległości do użycia hissatsu. Podał piłkę Kevinowi na co on od razu odpowiedział Smoczym ciosem. Piłka poszybowała do góry, skąd Ognistym tornadem, Axel łatwo wykopał ją w stronę bramki. Jeszcze w powietrzu, tuż po wykopie zauważył coś niepokojącego. To przykuło jego uwagę, trzech obrońców, na czele z Edgarem, wyskoczyło do góry i bez najmniejszego problemu przejęło piłkę. Blondyn otworzył szerzej oczy ze zdumienia. Jak to!? Zatrzymali Smocze tornado!? Całe to zdziwienie i zamyślenie w jednej chwili poskutkowało zapomnieniem gdzie jest. Zaledwie metr przed ziemią, Axel obejrzał się nieco przerażony, spadł na ramię i przeturlał się na prawo.
-Axel!- Prawie jednocześnie krzyknęli wszyscy i wielka ulga wstąpiła na ich twarze, gdy chłopak podniósł się i uśmiechnął w ich stronę. Może niezbyt szczery, ale uśmiech to jednak uśmiech.
Obrońcy Biegaczy, którzy nie marnowali czasu na błahostki  popędzili do przodu i teraz bez problemu mijali pomocników Raimona. Erick, Nuka, Max i Nathan byli totalnie bezbronni, choć starali się ze wszystkich sił. Przyszła kolej na obrońców. Amber, Tod, Jake i Bobby stali rozstawieni na właściwych pozycjach, gotowi w każdej chwili na przejęcie piłki. Szkoda że to nie jest takie łatwe jak się wydaje Pomyślała Amber, gdy poprzez niespodziewane podanie jakiś brunet przechytrzył prawie całą obronę. Teraz na ich drodze stał już tylko Mark. W zdumienie wprawiło wszystkich jednak nie to, że tak szybko zostali okiwani, a to, że Edgar nadal stał na obronie. Praktycznie nie ruszył się z miejsca. Na co te wszystkie jego przechwałki? Amber nie mogła się nad tym nie zastanawiać. Powoli zlustrowała całe boisko próbując analizować sens ich pozycji i może rozgryźć technikę ich gry. Niestety nic z tego. Przeleciała wzrokiem jeszcze po napastnikach i pomocnikach własnej drużyny. Zatrzymała się na chwilę na Nuce, która dokładnie w tej samej chwili spojrzała na nią. Obie zmarszczyły brwi. Co mogły więcej zrobić?
W tym czasie napastnicy biegacze wykonali strzał, jednak okazał się on dużo słabszy, niż mogło by się wydawać. Jedyną formą obrony Marka było wyciągniecie rąk i lekkie przechylenie się na lewo. Chłopak spojrzał na piłkę, a następnie na strzelców. Uśmiechali się chytrze. O co tu chodzi!? Czemu nie strzelają? Mieli idealną pozycję.
Chłopak szybko wykopem podał piłkę do swoich graczy i przesunął się na sam środek bramki, nie spuszczając oka z piłki. Latała ona od jednego gracza do drugiego w zaskakującym tempie. Zawodnicy biegaczy z początku wydawali się wyjątkowo powolni. Jak widać była to tylko gra pozorów. Wymieniali, podawali i odbierali piłkę z zaskakującą szybkością. Zawodnicy Raimona z trudem za nimi nadążali więc jak można się łatwo domyślać- z jeszcze większym trudem przychodziło im utrzymać piłkę przy sobie. Po niecałych pięciu minutach po poprzednim ataku na bramkę, zawodnicy Biegaczy ponownie biegli zwartym szykiem w kierunku Marka. Ten tylko na to czekał. Stał w gotowości by rzucić się na piłkę i obronić swoją drużynę przed stratą gola. Był pewny, że tym razem napastnicy przeciwników strzelą mocniej i nie będą symulować. Nie zajęło im długo wyminięcie całej obrony. Amber, która próbowała wykonać wślizg, została łatwo okiwana zwykłym podaniem do przodu. Podobnie inni zawodnicy.
-Gdzie oni nauczyli się tak grać?- Zdziwiony Max podszedł do stojącego jak zwykle na ataku Axela.
Ten tylko zmarszczył brwi.
Dwóch napastników stało teraz teraz naprzeciwko bramkarza.

                                                                          ***

-Wynik błyskawicznie zmienia się na 1-0 dla drużyny Edgara. Cóż za widowisko, nikt się tego nie spodziewał!- krzyczał Cheaster
-Ha! Będzie łatwiej niż myślałem- powiedział Edgar stojąc przed leżącym na ziemi Markiem patrząc triumfalnie na niego, a następnie przenosząc wzrok, kolejno na pozostałych graczy Raimona.
J-jakim cudem?, pomyślała wystraszona Amber cofając się w zdumieniu kilka kroków.
-Dalej, chłopaki, musimy odrobić straty!- krzyknął Mark wstając, do stojących na środku boiska napastnicy, którzy już ustawiali się z piłką. Towarzyszył temu cichy śmiech Edgara.
Gwizdek. Axel podał szybko do Kevina, ten do Ericka. Erick do Nuki, ona do Bobby'eego. Ten biegnąc z piłką odwrócił się w kierunku bramki. Kapitan stał trzymając się za nadgarstek, więc jest z nim gorzej niż myśleli  Strzał Edgara był potężniejszy niż się wydawało. Z rozmyśleń wyrwał go fakt, że biegnąc nie uderza nogą o piłkę. Stanął, rozglądając się gwałtownie i zaniemówił. Jeden z lekkoatletów odebrał mu futbolówkę, a ten nawet tego nie zauważył...
Ofensywa biegaczy napierała na bramkę Raimona.
-Nie przepuszczę was!- krzyknął Jack, zaciskając pięści, jego sylwetka zaświeciła na żółto, a za nim pojawił się ogromny... -MUUUUUR!
Napastnik biegaczy nie zważając na nic podał piłkę piętą w kierunku Edgara, ten przygotowywał się do wykonania Excaliburu...
-Nie tym razem!- krzyknął Bobby wykonując wślizg i zabierając mu piłkę sprzed nosa. Szybko wstał i podał wysoką piłkę- Amber! Twoja kolej.
Dziewczyna przejęła inicjatywę i zaczęła bieg w kierunku bramki rywali. Trzej zawodnicy Biegaczy próbowali odebrać jej futbolówkę jednak skończyło się na marzeniach. Nie wiele myśląc przerzuciła cały ciężar ciała na prawą nogę. Wtem poczuła jakby coś ją pchnęło do przodu. Zaczęła wymijać zawodników jeden po drugim.
-Ślizg Hectonii! Nuka, twoja!- podała do przyjaciółki gdy już minęła napastników lekkoatletów.
Niebiesko-włosa nie czekała i podczas gdy reszta zawodników z obu drużyn stała z rozdziawionymi ustami, pobiegła do przodu. A
-Axel Blaze dołącza do szarżującej Nuki! Czy będzie bramka!?- Chester wykonując dziwne ruchy rękami komentował tak szybko, że gdyby nie wiedzieli o czym mówi, nic by nie zrozumieli.
-Zaskoczmy ich- Szepnął Axel przysuwając się bliżej. Nie spojrzał na nią, jednak i bez tego dziewczyna zrozumiała co miał na myśli. Rozbiegli się na dwie strony, chłopak został nieco z tyłu. Wyglądało to tak, jakby Nuka robiła mu na złość i przyśpieszyła zostawiając go w tyle. Obrońcy Biegaczy uśmiechnęli się na ten widok i przeszli na prawą stronę- Tę, z której biegła dziewczyna. Nikt, łącznie z widownią (która składała się z menadżerek raimona) nie zauważył zbliżającego się do bramki rywali Axela, od lewej strony. Nuka biegnąc najszybciej jak potrafiła, by nie dać się dogonić zawodowym biegaczom, zmęczyła się już nie na żarty. Muszę.. ko koniecznie... popra-co-wać... nad.. kon-dycją przeszło jej przez myśl. Zacisnęła jednak zęby. Dobiegła do linii przeciwnika, znajdując się jednocześnie w potrzasku. Osatnimi resztkami sił podskoczyła wykopując piłkę do góry, gdzie czekał na zaskoczonych Biegaczy szok. Axel wykonując Ogniste Tornado w mgnieniu oka strzelił bramkę.
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!
Zawodnicy Raimona zaczęli wiwatować, tylko Nuka siedziała na murawie ciężko dysząc. Też się uśmiechała, gdy podbiegła do niej Amber i pomogła wstać.
-No... Teraz.. Już na pewno wy-gramy- Powiedziała do niej stając na równe nogi. Brunetka przytaknęła.
Mecz toczył się dalej. Prawdę mówiąc, od kiedy bramkarz Biegaczy wybił piłkę, nie minęło pięć minut, a już był kolejny gol. Nie ma tu co opisywać, piłka przeleciała przez murawę nim Raimon zdążyli mrugnąć. Gol był błyskawiczny i bardzo silny.
-Jejku- Wyszeptał Tod, gdy Edgar przechodził obok niego. Nathan natomiast obdarzył brata nienawistnym spojrzeniem. Rozbrzmiał gwizdek na przerwę. Zmęczeni zawodnicy obu drużyn, rozsiedli się na trawie popijając przy tym wodę podaną im przez menadżerki i ciężko oddychając. Raimon myśleli w ciszy. Umieli grać w piłkę lepiej niż biegacze, na tym jednak ich przewaga nad przeciwnikami się kończyła. Drużyna Edgara była dwa razy szybsza. Nie dają rady jej dogonić więc przejęcie piłki, a co za tym idzie triki, gole i manewry są niewykonalne, nie mówiąc już o przejęciu piłki które zdarza się wyjątkowo rzadko jak na profesjonalnych piłkarzy. Tak minęła im cała przerwa. Wykorzystali ją na odpoczynek i zregenerowanie sił, choć nie mogło doprowadzić ich do stanu sprzed meczu. Nadal zmęczeni, chociaż już mniej, wkroczyli całą grupą na boisko. Nikt się nie odzywał, wszyscy, bez żadnego najmniejszego wyjątku, byli dobici obecnym wynikiem spotkania, w którym ważyła się przyszłość Nathana. Dawka pozytywnej energii ukryta wewnątrz Marka była w tej chwili głęboko zakotwiczona w morzu rozmyśleń. Nathan, choć pozornie miał ten sam problem, w tej chwili jego myśli zaprzątał sam wizerunek Edgara przy piłce. Czuł się totalnie bezradny. Chciał udowodnić bratu jak kocha piłkę, a szedł na dno pokonywany przez lekkoatletów. Upadł na kolana.
-Naaaaaaaaaaaaaaaaaaaathan!!
Chłopak podniósł głowę. Był załamany, jednak spojrzał za siebie. W bramce stał Mark i zdeterminowany nakazał gestem żeby ten się podniósł. Choć niechętnie, niebiesko-włosy posłuchał niebezpiecznie zataczając się przy tym ukazując jednocześnie, jak bardzo osłabiło go to spotkanie.
-To jeszcze nie koniec!- Wydarł się w jego stronę Mark.- Pokażemy twojemu bratu jak kochasz piłkę! Zostaw to mnie!
Bramkarz pomachał mu uśmiechając się szerzej niż normalny człowiek jest wstanie i klepnął o siebie rękawicami. Oczy chłopaka rozszerzyły się. Skąd w nim tyle siły? odezwał się zdumiony głos w jego głowie, którą opuścił jednocześnie do bólu zaciskając pięści powstrzymujące łzy, złośliwie napływające mu do oczu. Znów padł na kolana obijając sobie już poranione kolana, powodując jeszcze większy ból, lecz twardo zaciśnięte pięści i zęby powstrzymały krzyk rozpaczy i cierpienia.
-Zaufaj Markowi
-....
Nathan powoli podniósł wzrok i zdziwionym spojrzeniem przebiegł po dwóch stojących nad nim postaciach. Axel i Kevin stali nad nim, posyłając mu ciepłe uśmiechy.
W tym momencie, w głowie obrońcy pokazały się fragmenty z jego przeszłości - Gdy Mark zaproponował mu dojście do drużyny, oglądanie jego treningu zza drzewa. Jego pierwszy mecz przeciw królewskim i ten z Shuriken. Oraz jego powrót do drużyny. Nie spodziewał się wtedy, tak miłego przywitania. Przecież to są moi przyjaciele przeszło mu przez myśl, a w tej grze...., wstał podpierając się rękom o kolano, Edgar nie ma nic do powiedzenia!
Pewny siebie minął napastników, którzy z uznaniem przytaknęli jego odważnej postawie, skierował się na swoją pozycję. Jego wzrok skupiony był tylko i wyłącznie na piłce. Nie słyszał nic i nie czuł też bólu. Nie minęła minuta od gwizdka wznawiającego grę, a Nathan był już przy piłce. Chociaż wymijanie przeciwników szło mu łatwo, wiedział, że najtrudniejsze zadanie przed nim- Ominięcie Edgara. Mimo to, lekki uśmieszek wkradł mu się na twarz. Nie był sam. Po jego dwóch stronach biegli przyjaciele. Nuka, Amber, Axel, Kevin, Erick, Bobby. Wszyscy tu byli. Nie było opcji: Wygrają! Nie musiał przejmować się przeciwnikami. Po prostu biegł prosto na bramkę, a resztą zajęli się pozostali. Edgar nie miał dostępu do piłki, która turlała się w środku kręgu Raimona. Szyk rozpadł się w polu karnym. Nuka i Amber zablokowały jedynego obrońcę, który się tam zajmował, dając tym samym wolny dostęp do bramki biegaczy.
-To będzie wasz koniec- wyszeptał. Nie brał teraz tego pod uwagę, ale gdyby ktoś go w przyszłości spytał, co się później wydarzyło, odparłby, że nagle zapanowała wokół niego totalna cisza... a później pamięta tylko wrzask swojej drużyny i widok piłki w siatce.

                                                                          ***

Nathan stał na zielonej murawie. Wokół niego było gwarno, dookoła skakali uradowani zawodnicy Raimona, a na ziemi siadali załamani Biegacze. Patrzył zszokowany na bramkę nie dowierzając własnym oczom. Bramkarz leżał przy lewym słupku i wyglądał na poturbowanego. Rozciągająca się przed nim na dwa metry murawa, pozbawiona była zielonej trawy, która rosła tu jeszcze przed minutą. Powoli docierały do niego wszystkie dźwięki, które z sekundy na sekundę stawały się coraz to głośniejsze. Czuł się, jakby przed chwilą ktoś go ogłuszył. Poczuł mocne klepnięcie w plecy, po którym aż się zatoczył, jednak od upadku uratowały go dwie pary rąk. Mark i Kevin ustawili go w pozycji pionowej i z rozradowanymi twarzami odbiegli cieszyć się golem z innymi zawodnikami, ponownie zostawiając Nathana samego. On natomiast czuł, jak gdyby wszystkie siły go opuściły. Zrobił niepewny krok do przodu. Już podczas jego wykonywania poczuł, że więcej ich dziś nie wykona. Opadając na twarz, nie był nawet w stanie uchronić się od upadku wysunięciem ręki, jedynym powodem przez który nie poczuł bólu zderzenia z ziemią było to, że zemdlał.

                                                                           ***

-Obudził się.. Cicho! Odsuńcie się! Dajcie mu oddychać.
To były pierwsze słowa jakie usłyszał, choć wypowiedziane jakby szeptem, podczas gdy obraz był cały rozmazany, jak w kiepsko nakręconym filmie domowej roboty i to ze starego telefonu. Zamrugał kilka razy dla dodania mu ostrości. Przy okazji wrócił słuch. Nie wiedział gdzie jest, ani co tu robi. Nie był nawet w stanie się tego dowiedzieć, bo wszystko zasłaniało mu kilka, lub nawet kilkanaście twarzy nad nim pochylonych. Wszyscy pytali jak się czuje, czy wszystko dobrze, co się stało, lub tego typu. Miał już coś odpowiedzieć, gdy rozległ się nieznany mu głos, wypraszający, i to stanowczo, wszystkich z sali. Po minucie skandowania, pielęgniarka, bo tak domyślał się Nathan, pozwoliła zostać jednej "I TYLKO JEDNEJ" osobie. Po kolejnych dwóch minutach dyskusji i jeszcze minucie na wypchnięcie wszystkich za drzwi, okazało się, że tą osobą został Mark. Niebiesko-włosy popatrzył na niego nieprzytomnie.
-Co... Co się stało.. Mark?
Chłopak usiadł na krześle ze zdziwioną miną.
-Nooo... Zasłabłeś..Znaczy zemdlałeś na boisku. W środku meczu. Te pielęgniarka- Nathan słusznie wyczuł niechęć gdy wypowiadał to ostatnie słowo.- powiedziała nam że to z przemęczenia, czy coś w tym stylu. Przepracowania, nadwyrężenia... Eee nie wiem! Ważne że strzeliłeś tego NIESAMOWITEGO GOLA!- Oczy w jednej chwili mu się zaświeciły, przywołując błogi wyraz twarzy i uśmiech Nathana.
-A co z meczem? Jaki wynik?
Mark spochmurniał.
-Wyrównałeś do 2:2. Ale Edgar nieźle się po tym wkurzył...- Przerwał na chwilę zaciskając pięści i spuszczając na nie wzrok.- Przepraszam, przegraliśmy. Nie byłem w stanie zatrzymać jego strzału... Wygrali 3:2.
Nathana wmurowało. Tylko na chwilę. położył dłoń na pięści Marka, uśmiechając się lekko. Bramkarz spojrzał na niego zdziwiony więc ten wyjaśnił.
-Wiem, że starałeś się najmocniej jak mogłeś. To nie twoja wina.
Mark przytaknął, jednak nie był przekonany. Zanim zdążył się odezwać do sali ktoś zapukał, a zaraz potem w drzwiach pokazał się Edgar. Spojrzał wrogo najpierw na zdziwioną twarz Marka, później na brata i nie zamykając za sobą drzwi stanął przed jego łóżkiem.
-Nii-san...- Zaczął jednak nie wiedział co dalej. Czuł potrzebę wyjaśnienia, usprawiedliwienia się przed nim... tylko  czego? nic przecież nie zrobił... A może. Otwierał już usta, by znów zacząć, jednak uprzedził go mark który z zaciśniętymi pięściami poderwał się z krzesła i spojrzał z determinacją na Edgara.
-Nie pozwolę ci zabrać Nathana! Jego pasją jest piłka nożna! Nie możesz mu tego odebrać! powinieneś zrozumieć, że gdy ktoś kocha... Nie dasz rady zabrać piłki z jego serca! A ja będę o to walczył!
Nathan ze zdziwieniem wlepiał oczy w kapitana. Jest gotów tak się dla mnie poświęcić? Walczyć z Edgarem? Nie..
Jednak wyraz znudzonej twarzy Edgara wyrażał coś innego niż podziw Nathana. Obdarzył bramkarza Raimona krótkim spojrzeniem, machnął na niego ręką odwracając się.
-Niech gra... -Powiedział, przy akompaniamencie trzasku połamanych kafelek gdy szczęki piłkarzy opadł na ziemię.- Bo pewnego dnia braciszku...- odwrócił się przez ramię posyłając mu chytry uśmieszek.- Spotkamy się na boisku.
I wyszedł, zostawiając osłupiałych piłkarzy samych. Mark opadł ciężko na krzesło i spojrzał na obrońcę. Ten popatrzył na niego.
-C-co?- zapytali w jednej chwili.
Huk, trzask i dźwięk ciała uderzającego o kafelki, gdy to sali wparowała/wbiegła/wleciała Nuka, która oczywiście w swoim szczęściu czy raczej gapiostwu, musiała się wywrócić. Nathan, który specjalnie usiadł, oraz Mark nadal zdziwieni, pochylili się, by lepiej widzieć. Dziewczyna, w szybciej niż sekundę wstała, otrzepała się i spjrzała na nich.. jakby przerażona.
-Co się stało?-0 Spytał w końcu obrońca.
-Nie uwierzysz...- Nuka usilnie starała się ubrać w słowa to, co miała na myśli, wyginając w niemożliwe strony palce i oglądając widok zza okna.- No więc...- Spojrzała Nathanowi w oczy i wydusiła z siebie- Edgar dostał propozycję gry dla reprezentacji Hiszpani!
Znów trzask szczęk o podłogę.
-Podsłuchałam jak po meczu rozmawiał z kimś- zaczęła tłumaczyć dziewczyna.- Ten facet cały mecz oglądał zza drzewa! Upatrzył Edgara, powiedział, że jest obiecującym graczem i zaproponował mu miejsce w reprezentacji... No i twój brat się zgodził!
Mark i Nathan popatrzyli po sobie. teraz już wiedzieli co Edgar miał na myśli. A oznaczało to tylko jedno... kłopoty.


Zapowiedzi Marka!
Udało się! Nathan zostaje z nami! Czas tak szybko zleciał, że nawet nie zauważyliśmy, że już minęły święta! Ale mniejsza z tym, Jude ma dla nas niespodziankę. Niestety nie wszyscy będą w stanie ją zaakceptować... Dodatkowo nasz były strateg będzie miał dla nas bardzo kuszącą propozycję... Czy z niej skorzystamy? Aby tego się dowiedzieć, koniecznie przeczytajcie następny odcinek pt. "Prawdziwy Jude"

___________________________________________________________________
Hey, hey :D
Proszę, kolejny rozdział do waszej oceny <3 Tym razem 'nieco' dłuuuższy niż poprzednie xD specjalnie dla was ;*
Co o nim sądzicie? Jak się podoba? :D
Z góry przepraszam. Możliwe że jest tam maaalutki błąd w podliczeniu goli... Z moją matmą jest kiepsko, a mecz pisałam na raty.. no i x.x Nie jestem w 100% pewna że sie zgadza :)
Komentujcie, dajcie jakiś znak życia... Nie wiem :D Miło się czyta wasze komentarze, więc mam nadzieję, że troszkę ich zobaczę gdy następnym razem tu wejdę :D
Do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem!